Wyszłam z budynku pracy i krzyknęłam ,,Fuck Yea!!!" I zaczęłam tańczyć. Ludzie w okolicy zaczęli się na mnie lampić więc się szybko uspokoiłam. Szybkim krokiem skierowałam się do domu gdy nagle zorientowałam się że nie wzięłam kapelusza. Skierowałam się w stronę tego budynku gdy ktoś
mnie złapał za nadgarstki i zatrzymał. Perfekcyjnie kopnęłam tą osobę w krocze nawet nie patrząc kto to ani jakiej jest płci. Obróciłam się niemal z szybkością światła. To był
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Ten facet!
Zdrapka! Zdrap żeby się dowiedzieć kto to był!
-Co ty tu robisz?! -Wrzasnęłam.
Spojrzał na mnie, jęknął i powoli się podniósł. Łypałam na niego groźnie z pode łba. Powoli się podniósł.
-Przepraszam za to najście. Nazywam się Vincent Cagna i jestem tu by cie ostrzec. - Powiedział nieco urażony.
Wzruszyłam ramionami.
- Po co chcesz mnie przed czymś ostrzegać?
Vincent zrobił smutny uśmiech. Z tym psychopatycznym wyrazem.
- Ponieważ tam gdzie idziesz niechybnie zginiesz. -Zrymował
Zastrzygłam uszami i uśmiechnęłam się zawadiacko.
-Niedawno tam byłam i jakoś NIC mi się nie stało.
Przekręcił głowę i spojrzał na moje uszy.
- On się taki robi dopiero gdy jest 17:00 - pokazał mi na zegarek. Była 16:56. - więc radze ci się śpieszyć!
Obróciłam się na piecie jednak nie biegłam. Powolutku kroczyłam przed siebie. On nie będzie mi rozkazywał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz